– Scenariusze są dwa: albo rząd dopłaci do realizowanych zamówień publicznych, albo dojdzie do fali bankructwa w budowlance – mówi money.pl Rafał Bałdys-Rembowski, wiceprezes PZPB. Trudno o gorszy czas na załamanie na rynku, bo startują w Polsce kluczowe inwestycje drogowe i kolejowe.

Wg portalu money.pl, tylko w 2018 r. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad planuje oddać około 330 km nowych tras. Drogi budowane są na terenie kilku województw. Ponadto zgodnie z zatwierdzonym jeszcze w zeszłym roku planem Ministerstwo Infrastruktury zaplanowało jednoczesne inwestycje na 16 odcinkach dróg krajowych.
Co więcej, jak zaznacza Bałdys-Rembowski, problemom z płynnością towarzyszy też stały wzrost liczby firm, które wchodzą w postępowanie upadłościowe lub naprawcze. Trend jest niepokojąco oczywisty, co biorąc pod uwagę rosnący stale katalog problemów, może rodzić obawy o przyszłą kondycję sektora, realizację publicznych inwestycji i wykorzystanie unijnych środków. Przewidzieliśmy to już w zeszłym roku, ale mimo rozmów w resorcie i ostrzeżeń, nie podjęto praktycznych działań – mówi wiceprezes PZPB.

Jakby tego było mało…

To też jeszcze nie wszystko, co może uderzyć w budowlankę. Inną kategorię przewlekłego bólu głowy dla budowlańców funduje split payment (czyli metoda podzielonej płatności), którym zgodnie z zapowiedziami będą płaciły m.in. GDDKiA i PKP PLK.
Przypomnijmy, ze do tej pory wykonawca mógł zarządzać dowolnie całą kwotą brutto, którą przelał mu inwestor. Mógł za jej pomocą realizować różne zobowiązania, co oznacza, że VAT-em ze sprzedaży mógł finansować np. wynagrodzenia. Teraz kwotę podatku VAT otrzymuje na oddzielne konto, co powoduje, że te pieniądze są praktycznie zamrożone i to nierzadko przez całe 60 dni, bo tyle czasu na zwrot będzie ma skarbówka.
Zatem problemy z płynnością finansową całego sektora przez to rozwiązanie mogą się znacząco nasilić. Tym bardziej, że dotyczy do publicznych zamówień, a państwo to dla budowlanki szczególny klient.

– Z prywatnymi inwestorami firmy zawsze sobie lepiej radzą. Tutaj łatwiej się wykonawcom dogadać z inwestorem, mają wspólny cel, którym jest dokończenie budowy w jak najszybszym czasie i z budżetem, na który strony są w stanie się zgodzić. Inaczej jest z inwestorem publicznym. W tym przypadku umowy zabraniają stosowanie zdrowego rozsądku – ironizuje Rafał Bałdys-Rembowski.

Fragmenty wypowiedzi pochodzą z artykułu redaktora Krzysztofa Janosia, który znajdą Państwo na portalu money.pl.
https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/budowa-drog-autostrady-w-polsce-bankructwo,63,0,2411071.html